Jesienny makijaż kosmetykami z kolekcji Bell - Spicy Pumpkin

Jesień pojawiła się u mnie z dnia na dzień. Choć do niedawna nie byłam zwolenniczką tej pory roku to nie ukrywam, że powoli się do niej przekonuję i dostrzegam drzemiący w niej potencjał.  Z każdym kolejnym dniem zaopatruję się w kolejne aromatyczne herbaty i przeglądam jesienne inspiracje. Z pewnością to zasługa oglądanych przeze mnie jesiennych vlogów. To chyba właśnie tam po raz pierwszy natknęłam się na kolekcję Spicy Pumpkin od Bell. Spodobała mi się na tyle, że postanowiłam ją mieć, wprowadzając na bloga powiew świeżości w postaci testów całych kolekcji kosmetyków. Jeśli więc chcecie poznać bliżej zarówno owe produkty, jak i moją opinię o nich to koniecznie zostańcie ze mną. O tym jak wyglądał mój makijaż przy użyciu tychże kosmetyków przekonacie się już za chwilę. 

Jako pierwsze postanowiłam podkreślić brwi, które w moim przypadku są niemal niewidoczne. W tym celu sięgnęłam po jeden z brązowych cieni, pochodzący z najczęściej używanej przeze mnie palety. Następnie dla utrwalenia nałożyłam żel utrwalający z ekstraktem z dyni od Bell (01 Clear). Kolejnym krokiem był makijaż twarzy. Po uprzedniej pielęgnacji przyszła pora na podkład. Tu idealnie mi się sprawdza podkład kryjący Dermoprogram marki Lirene. W tym miejscu miał pojawić się puder z kolekcji Bell, ale mimo starań niestety nie udało mi się go kupić i musiałam zastąpić go innym, który aktualnie znajduje się w mojej kosmetyczce.


Jak z pewnością zauważyłyście uwielbiam efekt skóry muśniętej promieniami słońca, toteż nie mogło zabraknąć bronzera. Na co dzień używam mocno napigmentowanych produktów i ich nie oszczędzam, bo lubię wyraziste konturowanie. Jeśli chodzi o bronzer z kolekcji Bell to według mnie jest to świetna propozycja dla osób, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z makijażem. W porównaniu ze stosowanymi przeze mnie bronzerami ten sprawia wrażenie delikatnego. Minimalizuje to ryzyko plam już podczas pierwszej aplikacji, ale dokładając kolejne warstwy możecie sobie budować efekt końcowy. Choć go nie oszczędzałam mam wrażenie, że wygląda dobrze na skórze. Daje efekt subtelnej opalenizny i blasku. Przepięknie stapia się ze skórą i ją wygładza. Wszystkim zainteresowanym powiem, że jest on dostępny tylko w jednej wersji kolorystycznej o nazwie Spicy Caramel. 

Kolejnym krokiem była aplikacja rozświetlacza. Odkąd odkryłam jak spektakularnie wygląda skóra po tym zabiegu, rozświetlacze na dobre zagościły w mojej kosmetyczce. Tym po, który sięgnęłam jest Pumpkin Glass Skin Highlighter z kolekcji Spicy Pumpkin, który zapewnia zmysłowy blask i idealnie nadaje się do modelowania światłem. On podobnie jak bronzer również dostępny jest tylko w jednym odcieniu Spicy Glow. Jego ogromną zaletą jest łatwość z jaką się blenduje. Już po jednym pociągnięciu pędzla tworzy na skórze przepiękny glow. 



Tymczasem pora na makijaż oczu. Tu założenie było takie, że wykorzystam do tego celu konturówkę z Bell, która miała również posłużyć do podkreślenia ust. Niestety tego produktu również nie udało mi się nigdzie kupić, więc musiałam zadowolić się moim sprawdzonym, czarnym eyelinerem. Następnie na załamanie powieki zaaplikowałam trochę bronzera i zabrałam się za malowanie rzęs, którego nie ukrywam byłam ciekawa, ze względu na mascarę od Bell w nietypowym, bo brązowym kolorze.

Ma ona za zadanie pogrubiać, wydłużać i rozdzielać poszczególne włoski a przy tym również pielęgnować. Efekt, jak możecie się przekonać spoglądając na zdjęcia, jest dość subtelny. Myślę jednak, że zależy on od potencjału Waszych rzęs. Dla lepszego efektu możecie zastosować specjalną bazę, wówczas z pewnością dostrzeżecie różnicę. 

Na sam koniec pozostał mi już tylko makijaż ust. Jak mówiłam za konturówkę miała mi posłużyć ta z kolekcji Spicy Pumpkin, ale musiałam ją czymś zastąpić. Idealnie sprawdził się jeden z moich pewniaków. Pierwsze skrzypce jednak miały grać tu pomadki. Dostępne są one w dwóch wersjach kolorystycznych - Spicy Nude i Pumpkin Cream. Pierwsza wpada w brąz, druga w róż. Wzięłam obie z myślą o ombre. Brąz w większości powędrował na usta, podczas gdy róż jedynie na środek. Finalnie efekt bardzo mi się podobał. Wiem już po które pomadki będę sięgać na co dzień, szczególnie że sprawdzą się w każdych okolicznościach. Są płynne, matowe, mocno napigmentowane i długotrwałe a zawarte składniki przeciwdziałają przesuszeniu i pielęgnują usta. 

Cała kolekcja bardzo przypadła mi do gustu, choć nie ukrywam że czuję pewien niedosyt za sprawą braku różu, który bardzo lubię i chętnie używam. Ubolewam również nad brakiem konturówki i pudru. Mogły one wprowadzić nowy trend w moim dotychczasowym makijażu. Nie mniej jednak uważam, że makijaż wygląda w tej odsłonie bardzo ładnie i taki będę robić na co dzień, bo choć maluję się mocniej to czuję się w nim zadziwiająco dobrze. 


A Wy co myślicie? Znacie tę kolekcję kosmetyków? Podzielcie się w komentarzu - czy je stosujecie lub stosowałyście? A co ważniejsze jak wypadły? 

Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie pozostawione na moim blogu komentarze :)

Internetowa wyszukiwarka ofert pracy

POSTAW KAWĘ

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Copyright © Magda bloguje