Moje ulubione kosmetyki samoopalające: krople samoopalające Dax Cosmetics i samoopalacz w piance Dark Cocoa Brown

Lato w pełni i połowa wakacji za nami. Podczas urlopu było naprawdę pięknie i słonecznie, jednak nie eksponowałam szczególnie skóry na działanie promieni słonecznych, przez co nie jestem mocno opalona. Od pewnego czasu staram się unikać typowego opalania, zastępując je kosmetykami samoopalającymi. Dotychczas stosowane przeze mnie produkty nie spełniały moich oczekiwań, więc postanowiłam wypróbować te, które cieszą się popularnością w mediach. Tak weszłam w posiadanie aż dwóch kosmetyków. Pierwszy z nich kupiłam z myślą o opalaniu ciała, drugi do stosowania na twarz, choć podobno równie dobrze sprawdzi się dodany do balsamów. Jeśli więc chcecie wiedzieć, po jakie kosmetyki sięgnęłam, to odpowiedź znajdziecie poniżej.  

Krople samoopalające do twarzy i ciała Dax Cosmetics

Pierwszym kosmetykiem, na który się zdecydowałam są skoncentrowane krople samoopalające do twarzy i ciała Dax Cosmetics. Producent twierdzi, że są one przeznaczone do każdego rodzaju skóry i mają zapewnić efekt naturalnej opalenizny. Jak już niejednokrotnie wspominałam, nie mam dużego doświadczenia w aplikacji kosmetyków samoopalających, więc jestem ostrożna. Jak magnes zatem działa na mnie slogan mówiący, o naturalnej opaleniźnie. Łudzę się wówczas, że nie zrobię sobie krzywdy i nie zafunduję nieestetycznych plam. Czy obietnica o naturalnej opaleniźnie okazała się być bez pokrycia? Przekonajcie się same. 

Jeśli chodzi o kosmetyki samoopalające, w tej formie kropli to dotychczas nie miałam okazji stosować ich wcześniej. Jest to moje pierwsze spotkanie, choć już dziś mogę Was zapewnić, że nie ostatnie. Krople trafiły do mnie zapakowane w tekturowy kartonik, który skrywał 15 ml flakonik, wyposażony w wygodną pipetę. Design buteleczki, w moim odczuciu nawiązuje do złota, zamkniętego w białym szkle. Połączenie przeźroczystego flakonika, złocistej zawartości i  minimalistycznej etykiety sprawia, że przywodzi na myśl prawdziwą elegancję. Po otwarciu jest tylko lepiej. Kosmetyk bowiem pachnie naprawdę pięknie. 


    Jeśli chodzi o stosowanie to nie nastręcza ono żadnych problemów. Zanim jednak sięgniecie po te magiczne kropelki musicie pamiętać o zastosowaniu peelingu. Dopiero po tym możecie go użyć. Wymieszajcie w zagłębieniu dłoni od 4 do 8 kropli samoopalających z kosmetykiem do pielęgnacji twarzy lub ciała a następnie równomiernie rozprowadźcie po oczyszczonej i osuszonej skórze. Pamiętajcie, by nie stosować tego produktu w pojedynkę. Możecie jednak śmiało modyfikować proporcje kosmetyków, w zależności od oczekiwanego efektu. Ja na niewielką ilość kremu bez obaw stosuję to wspomniane maksimum a więc 8 kropli i rezultat nie jest przesadzony. Skóra wygląda bardzo naturalnie i subtelnie. Nie ma mowy o żadnych, nawet najmniejszych plamach. 

Dzięki tym kropelkom nawet bez grama podkładu moja skóra wygląda nieskazitelnie. Zawdzięczam to 3 naturalnym składnikom brązującym zawartych w kropelkach: karmelowi, DHA oraz erytrulozie.

Karmel sprawia, że skóra niemal natychmiast kusi letnim, ponętnym kolorem. DHA odpowiada za długotrwały efekt natomiast erytruloza rozwija odcień opalenizny dłużej przez co staje się ona równomierna i bez smug. 


    Jeśli chcecie cieszyć się wakacyjną opalenizną, a nie lubicie się opalać, nie chcecie eksponować skóry na działanie promieni słonecznych lub pogoda Wam nie sprzyja zachęcam Was do sięgnięcia właśnie po ten produkt. Jestem przekonana, że spełni Wasze oczekiwania, nie obciążając budżetu. Jeśli zechcecie go wypróbować to jest dostępny w przystępnej cenie 19,99 zł. 


    Tymczasem nadeszła pora na drugiego bohatera dzisiejszego posta, którym jest samoopalacz w piance do ciała w odcieniu dark. Jeśli zaglądacie regularnie na mojego bloga, to z pewnością Waszej uwadze nie uszło to, że przetestowałam już kilka różnych pianek samoopalających więc mam porównanie. Ta na tle innych, stosowanych przeze mnie wypada najlepiej. Zobaczyłam ją u jednej z influencerek i postanowiłam wypróbować. Dziś z perspektywy czasu mogę Wam powiedzieć, że była to słuszna decyzja. Oczywiście na początku miałam pewne obawy, co do niej, ale okazały się być one bezpodstawne. Mimo, że wybrałam odcień dark nie zrobiłam sobie krzywdy, choć jak wiecie bywam do tego zdolna. 
Samoopalacz w piance Dark, Cocoa Brown One Hour Mousse


   Ogromną zaletą tej pianki jest jej brązowe zabarwienie. To dzięki niemu widzę, gdzie już nałożyłam kosmetyk, najprawdopodobniej unikając tym samym nieestetycznych plam. Sama łatwość aplikacji to jednak nie wszystko. Stosowanie samoopalacza bowiem większości z Was może kojarzyć się z nieprzyjemnym zapachem. W tym przypadku jest inaczej. Pianka ma bardzo przyjemny zapach, podczas samej aplikacji jak i po dłuższym kontakcie ze skórą. Brązowe zabarwienie sprawia, że skóra zyskuje ciemniejsze zabarwienie. Nie jest ono jednak tak sztuczne jak można było by przypuszczać. Ja po aplikacji pianki, bez najmniejszego skrępowania poszłam do sklepu. Musicie jednak uważać, by w tym czasie nie złapał Was deszcz :) 

Efekt po nałożeniu pianki

    Brązowy kolor produktu, ułatwiający aplikację oraz brak charakterystycznego zapachu to nie jedyne zalety. Warto wspomnieć o jeszcze jednej, którą jest możliwość stopniowania opalenizny. Efekt końcowy zależny jest od tego, jak długo pozostawicie piankę na skórze. Producent zaleca, by ten czas wynosił kolejno 1,2 lub 3 godziny. Mogę Wam jednak powiedzieć, że znacznie wydłużyłam ten czas i nie stało się nic niepokojącego. Moja skóra była naturalnie opalona, daleka od sztucznej opalenizny, przypominającej pomarańczę a co najważniejsze pozbawiona smug. Dzięki tej piance przekonałam się, że naprawdę niewiele potrzeba by moja samoocena poszybowała diametralnie w górę. Jeśli zależy Wam na podobnym efekcie to koniecznie wypróbujcie. W tej chwili dostępna jest w Hebe za 41, 99 zł. Jak miało to miejsce w przypadku kropelek samoopalających, tu również zostawiam Wam link do produktu. 


 COCOA BROWN ONE HOUR MOUSSE - link afiliacyjny

Zarówno kropelki jak i pianka sprawdzają się u mnie rewelacyjnie. Jestem przekonana, że długo pozostaną ze mną, bo trudno będzie innym kosmetykom im dorównać. Ilekroć więc będą one dostępne na rynku, będę je kupować. Teraz, kiedy znacie moje ulubione produkty samoopalające, nadeszła pora byście podzieliły się tym, po jakie Wy sięgacie. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie pozostawione na moim blogu komentarze :)

Internetowa wyszukiwarka ofert pracy

POSTAW KAWĘ

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Copyright © Magda bloguje