Brązująca pianka do ciała SO!FLOW BY VIS PLANTIS
Lipcowa edycja boxa Pure Beauty niezmiennie obfitowała w mnóstwo fantastycznych produktów, o czym Wam już wspominałam przy okazji poprzedniego posta. Po tym jak pokazałam Wam maskę do włosów, która szybko stała się jednym z moich faworytów, przyszła pora bym zdradziła Wam kolejnego. Tym razem ten zaszczyt przypadł brązującej piance do ciała SO!FLOW BY VIS PLANTIS. W pudełku mogłam znaleźć rozświetlającą mgiełkę do ciała lub właśnie wspomnianą już piankę. Choć ostatnio polubiłam się z kosmetykami, takimi jak ten pierwszy to w głębi serca się cieszyłam, że mam okazję przetestować produkt o działaniu opalającym. W ostatnich latach wypróbowałam mnóstwo samoopalaczy i na palcach jednej ręki mogłabym policzyć te, które sprostały moim oczekiwaniom. Pomyślałam więc, że miło byłoby wypróbować coś nowego, co być może okaże się kosmetykiem idealnym.
Odkąd pamiętam moim marzeniem było to, aby móc cieszyć się piękną i zdrowo wyglądającą opalenizną przez cały rok. Choć sięgałam po coraz to nowe produkty samoopalające, które miały być gwarantem przepięknej opalenizny, w moim przypadku zupełnie się nie sprawdzały. Pomyślałam więc, że skoro już jestem w posiadaniu brązującej pianki SO!FLOW BY VIS PLANTIS, to dlaczego miałabym jej nie wypróbować.
Na wstępie powiem, że już pod względem wizualnym pianka ta zrobiła na mnie wrażenie. Opakowanie ma bardzo przyjemny design, co zawdzięcza trafnemu zestawieniu barw. Połączenie złota i czegoś, co mnie łudząco przypomina kawę z mlekiem, przywołuje skojarzenia związane z latem i opalenizną. Nic więc dziwnego, że zapragnęłam jak najszybciej na własnej skórze przekonać się jak działa.
PRODUKT PEŁNOWYMIAROWY - 170 ml. Cena: 51,99 zł
Zanim po raz pierwszy sięgnęłam po piankę, nie ukrywam że miałam pewne obawy, jak to bywa w przypadku kosmetyków o działaniu samoopalającym. Już po otwarciu opakowania spodziewałam się intensywnego zapachu typowego dla samoopalacza a jeśli nie to tuż po kontakcie ze skórą. Tymczasem kosmetyk ten bardzo mile mnie zaskoczył. Po otwarciu opakowania uderzył mnie niesamowicie przyjemny, wakacyjny zapach kokosa i mango. Nawet sobie nie wyobrażacie jak to pachnie. Jeśli zastanawiacie się czy ten zapach ewoluuje na skórze i z czasem staje się nie do wytrzymania, jak to bywa w przypadku samoopalaczy to powiem Wam, że ja widzę w nim potencjał, porównując go z innymi tego typu produktami. Nie jest on bowiem tak nieprzyjemny i charakterystyczny, jak typowy samoopalacz.
Ktoś, kto chciałby się do czegoś przyczepić, mógłby zarzucić mu to, że ma on postać śnieżnobiałej pianki, co osobom początkującym może nastręczać pewnego rodzaju trudności podczas aplikacji. Nie mniej jednak moim zdaniem ma on tak subtelne działanie, że sposób wyrządzić sobie przy jego pomocy jakąkolwiek krzywdę. Stosowałam piankę już kilkukrotnie i efekt bardzo mi się podoba. Już po pierwszej aplikacji skóra jest zauważalnie brązowa, ale nigdzie nie dopatrzyłam się nieestetycznych smug czy zacieków. A uwierzcie mi, że nie jestem ekspertem w tej dziedzinie i często bywam niemile zaskoczona. Sama zdrowo wyglądająca opalenizna, nie jest jednak jedynym plusem stosowania owej pianki. Otóż po aplikacji skóra jest miękka, nawilżona i elastyczna. Krótko mówiąc wygląda po prostu zdrowo. Sięgając po nią mamy połączenie delikatnej pielęgnacji i naturalnej opalenizny bez udziału słońca. Erytruloza zawarta w piance nadaje skórze ciemniejszy odcień a z kolei wyciąg glicerynowo - wodny z marchwi oraz orzecha włoskiego gwarantują piękny koloryt. O jej właściwościach nawilżających, poprawiających elastyczność i nadających gładkość decyduje zawartość betainy cukrowej oraz gliceryny. Z kolei wąkrotka azjatycka przyspiesza procesy gojenia, wzmacnia barierę skórną, stymulując produkcję kwasu hialuronowego, kolagenu i elastyny, wpływając na elastyczność i nawilżenie.
Koszt zakupu pianki to 51,99 zł. Decyzję czy to tanio czy drogo pozostawiam każdej z Was. Nie mniej jednak według mnie to nie jest jakoś wybitnie wygórowana cena jak za pełnowymiarowy produkt o pojemności 170 ml. Oczywiście na rynku nie brakuje zarówno tańszych jak i droższych kosmetyków brązujących. Może więc warto wypróbować i przekonać się jak zadziała u Was?
Podzielcie się w komentarzu czy znacie ten kosmetyk. A może już go stosujecie i podobnie jak mnie Wam również skradł serca? Jestem bardzo ciekaw Waszej opinii.
U mnie czeka ona na testy ale już się nie mogę doczekać stosowania
OdpowiedzUsuń