Perfumy Arashe - drogeryjne perfumy godne uwagi
Na zewnątrz, w ciągu dnia jest tak słonecznie i ciepło, że trudno uwierzyć w nadejście jesieni. Dopiero chłodne wieczory i ranki, przywracają do rzeczywistości i zwiastują nadejście tego, co przecież nieuniknione. Wbrew zapewnieniom meteorologów i obiecującym prognozom, pora by z najgłębszych zakamarków szafy wyciągnąć cieplejsze ubrania. Nadejście jesieni nie oznacza jednak dla mnie zmian tylko w doborze garderoby. Staram się działać na każdej płaszczyźnie.
Dotyczy to zatem ubrań, kosmetyków do pielęgnacji jak i perfum. Przy okazji tego posta chcę Wam nieco więcej opowiedzieć o tych ostatnich. Perfumy kocham od zawsze, bo kto nie lubi ładnie pachnieć. Teraz, kiedy wiem że "zapach to nic innego jak dotyk, który czujemy z daleka", fascynują mnie one jeszcze bardziej.
Choć wiedziałam o istnieniu sezonowości w stosowaniu perfum, to do niedawna jeszcze nie przywiązywałam do tego większej wagi. Wybierałam zazwyczaj te zapachy, które trafiały w mój gust, zupełnie nie przejmując się, czy pasują do danej pory roku. Teraz okazało się, że stosowane przez mnie perfumy idealnie wpisują się w panujące trendy. Jesienią bowiem lekkie i orzeźwiające nuty zastępowane są przez cięższe i rozgrzewające aromaty, które otulają niczym ciepły pled. Jesienią, tego roku ogromną popularnością cieszą się te perfumy, gdzie pojawiają się zapachy mimozy, cytrusów, wanilii, jesiennych kwiatów, owoców, drzew oraz przeróżnych przypraw.
Dziś chcę więc Wam pokazać aż pięć flakonów perfum, które idealnie wpisują się w panujące trendy. Pochodzą one od firmy Maybe Cosmetics i pachną obłędnie. Wszystkie mają w sobie te nuty zapachowe, które kocham. Gdybym miała spośród nich wybrać, najpiękniejsze to miałabym z tym niemały problem. Pozostawiam zatem każdej z Was wybór tego idealnego. Bowiem te z pozoru proste flakony skrywają w sobie przepiękne aromaty, które otulą Was na kilka godzin a nawet pozostaną na dłużej na Waszych ubraniach.
Odkąd trafiły one do mnie używam ich naprzemiennie. Obecnie towarzyszy mi ten o nazwie Misam, który producent określa jako "zapach dla silnej i niezależnej kobiety, która umie łapać chwilę i potrafi zatrzymać się w pędzie życia i cieszyć małymi przyjemnościami. Nuta głowy z akordeon kaktusa nadaje zapachowi orzeźwiającą, zieloną świeżość i stanowi niespotykany, nowoczesny element jego kompozycji.W sercu rozkwita bukiet kwiatów: łagodna, różowa frezja i aksamitne płatki jaśminu jednoczą się z subtelnymi pączkami róży, nadając kompozycji naturalną, kwiatową aurę. Intensywne ciepło delikatnych zapachów drzewnych i cedru stanowi bazową nutę kompozycji."
Zapach ten zrobił na mnie ogromne wrażenie. Po raz pierwszy spotkałam się z kompozycją, w której pojawił się kaktus. To dzięki niemu woda zyskała świeży zapach. Dopiero na dalszym planie pojawiają się kwiatowe akcenty, które sprawiają że staje się subtelny, by eksplodował intensywnym drzewnym aromatem.
Wszystko to, co w nim znalazłam idealnie wpisuje się w moje gusta. Nie jest to jeden z tych, płaskich zapachów bez wyrazu. Natychmiast po użyciu ewoluuje i z każdą kolejną chwilą staje się coraz bardziej zachwycający. Nie jest to więc kompozycja dla słabej kobiety. Zapach bowiem ma potencjał, który jest tak wyrazisty, że niepozorna, nieśmiała kobietka, nie zdoła go udźwignąć.
Kolejna woda toaletowa nosi nazwę Alhena i od pierwszych chwil naszej znajomości, zapadła mi ona w pamięci. Długo nie potrafiłam powiedzieć dlaczego. Aż do dziś. Wreszcie dotarło do mnie, że przypomina mi ona jeden z zapachów Paco Rabanne, które wręcz kocham a ich sztandarowe perfumy poznałabym na końcu świata.
Kolejna woda toaletowa nosi nazwę Alhena i od pierwszych chwil naszej znajomości, zapadła mi ona w pamięci. Długo nie potrafiłam powiedzieć dlaczego. Aż do dziś. Wreszcie dotarło do mnie, że przypomina mi ona jeden z zapachów Paco Rabanne, które wręcz kocham a ich sztandarowe perfumy poznałabym na końcu świata.
Alhena to "wyjątkowa aromatyczno - owocowa kompozycja, która skrywa w sobie luksus, nowoczesność oraz elegancję. Kombinacja świeżej mandarynki, jaśminu i pikantnego, wyrazistego imbiru. Sercem kompozycji jest aromat słodkiej wanilii oraz soli. Zapach zamykają rozgrzewające tony drzew sandałowego i kaszmirowego, które doskonale współgrają z ambrą. Kompozycja zapachów, które wydobywają głębię słodyczy, zmysłowości i kobiecości."
Ten zapach jest niesamowity. Łączy w sobie słodycz mandarynki, świeżość imbiru oraz rozgrzewające, drzewne aromaty. Pomiędzy nimi wyczuwalne stają się nuty wanilii oraz jaśminu. Całość skomponowano tak, że trudno jest się oprzeć i chce się tylko więcej i więcej. Niektórym może wydawać się, że zapach jest przesłodzony a przez to mdły i duszący. Możecie być o to spokojne. Wszystkie skladniki zostały dobrane z aptekarską precyzją. Nie ma mowy, o przesadzie. A kiedy ich powąchacie, jestem pewna że je pokochacie ...
Tymczasem pora na kolejną wodę toaletową ta nosi nazwę Elnath i jest zupełnym przeciwieństwem poprzedniej. Określana jest jako "zapach dla kobiet nowoczesnych, wyzwolonych, z pasją, lubiących zabawę, pewnych siebie i swojej kobiecości. Po otwarciu flakonu poczujemy nieco intrygującą nutę różowego pieprzu oraz kwiatu pomarańczy. Wyczuwalna później nuta serca, to niecodzienne połączenie dającej zastrzyk adrenaliny kawy z subtelnym, romantycznym jaśminem. Podstawę i tło zapachu tworzy słodka, zmysłowa i rozgrzewająca wanilia oraz cedr, a także odprężająca paczula. "
Dla mnie jest to zapach znacznie delikatniejszy i subtelniejszy niż Alhena. W pierwszej chwili był on dla mnie niemal niewyczuwalny. Dopiero kolejne minuty pozwoliły mi wyczuć słodkie aromaty. Z pełnym przekonaniem okresliłabym go mianem zapachu idealnego, na takie jesienne wieczory jak dziś. Nie jest zbyt intensywny, lecz subtelnie otula swoim aromatem. Macie więc świadomość, że przyjemnie pachnięcie ale zapach ten nie jest nachalny i uciążliwy dla otoczenia.
Przyznam się Wam, że z kolejną wodą toaletową o nazwie Hadar, miałam nie mały problem. W pierwszej chwili wręcz odjęło mi mowę i nie wiedziałam, co powiedzieć. "Kompozycja jest szalenie kobieca. To eliksir, dzięki któremu poczujesz się jak prawdziwa bogini. Połączenie migdałów, kawy, tuberozy, jaśminu fasoli tonka, drzewa sandałowego i wanilii daje niezwykle wyrazistą i intrygującą kompozycję, dzięki której z pewnością nie pozostaniesz niezauważona. Otulona zapachem Hadar, możesz śmiało ruszać na podbój świata - dzięki niemu poczujesz się silniejsza, piękniejsza, a tym samym pewniejsza siebie."
Zapach zrobił na mnie oszałamiające wrażenie. Jest bowiem tak piękny, że się go tylko chłonie, zupełnie nie starając się przy tym rozpoznać, kolejnych nut zapachowych. Ma w sobie to coś, co intryguje i sprawia, że chce się po niego sięgać. Nie jest to jednak zapach dla każdej kobiety. By go używać potrzeba nie lada odwagi. Ta kompozycja nie pozostanie nie zauważona. Kiedy pojawicie się w towarzystwie z pewnością będziecie musiały zmierzyć się z ogromnym zainteresowaniem, jakie wzbudzi, umieszczając Was w krzyżowym ogniu pytań.
Pozostała mi już tylko jedna woda toaletowa, co oznacza że post zmierza ku końcowi. Nosi ona nazwę Shaula, lecz mi na myśl przywodzi nie co innego jak Si Armaniego. Określana jest jako "zapach dla kobiety silnej, a zarazem romantycznej. Intensywny, nienachalny i elegancki. Wyjątkowość wybranych do tej kompozycji esencji gwarantuje piękny, rozwijający się w czasie bukiet. To zapach, który pozwala czuć się sobą w każdej sytuacji. Ciepło i wanilia, które skrywa w sobie zapach, emanują miłością. Kobiety ubrane w kompozycję frezji i róży są pogodne oraz czują się lekko i zwiewnie."
Choć nigdy szczególnie nie przepadałam za perfumami z dodatkiem róży, tu zupełnie mi ona nie przeszkadza. Podejrzewam, że zasługa leży po stronie zapachu Si, którego używałam z uporem maniaka a teraz właśnie z nim kojarzę tę wodę. Domyślacie się więc pewnie, że pachnie niesamowicie intensywnie. Nie każdej z Was zatem może przypaść do gustu. Jestem jednak pewna, że te z Was, które po niego sięgną, nie będą tego żałowały.
Reasumując, wszystkie wody zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Zachwyciły nietuzinkowymi zapachami, które jak widzicie naprawdę można przyrównać do światowych marek. Z ich trwałością też nie jest najgorzej. A pełnowymiarowe flakony o pojemności 50 ml kupicie w drogerii Natura już za ok. 50 zł. Ja ze swej strony oczywiście polecam.
Tymczasem pora na kolejną wodę toaletową ta nosi nazwę Elnath i jest zupełnym przeciwieństwem poprzedniej. Określana jest jako "zapach dla kobiet nowoczesnych, wyzwolonych, z pasją, lubiących zabawę, pewnych siebie i swojej kobiecości. Po otwarciu flakonu poczujemy nieco intrygującą nutę różowego pieprzu oraz kwiatu pomarańczy. Wyczuwalna później nuta serca, to niecodzienne połączenie dającej zastrzyk adrenaliny kawy z subtelnym, romantycznym jaśminem. Podstawę i tło zapachu tworzy słodka, zmysłowa i rozgrzewająca wanilia oraz cedr, a także odprężająca paczula. "
Dla mnie jest to zapach znacznie delikatniejszy i subtelniejszy niż Alhena. W pierwszej chwili był on dla mnie niemal niewyczuwalny. Dopiero kolejne minuty pozwoliły mi wyczuć słodkie aromaty. Z pełnym przekonaniem okresliłabym go mianem zapachu idealnego, na takie jesienne wieczory jak dziś. Nie jest zbyt intensywny, lecz subtelnie otula swoim aromatem. Macie więc świadomość, że przyjemnie pachnięcie ale zapach ten nie jest nachalny i uciążliwy dla otoczenia.
Przyznam się Wam, że z kolejną wodą toaletową o nazwie Hadar, miałam nie mały problem. W pierwszej chwili wręcz odjęło mi mowę i nie wiedziałam, co powiedzieć. "Kompozycja jest szalenie kobieca. To eliksir, dzięki któremu poczujesz się jak prawdziwa bogini. Połączenie migdałów, kawy, tuberozy, jaśminu fasoli tonka, drzewa sandałowego i wanilii daje niezwykle wyrazistą i intrygującą kompozycję, dzięki której z pewnością nie pozostaniesz niezauważona. Otulona zapachem Hadar, możesz śmiało ruszać na podbój świata - dzięki niemu poczujesz się silniejsza, piękniejsza, a tym samym pewniejsza siebie."
Pozostała mi już tylko jedna woda toaletowa, co oznacza że post zmierza ku końcowi. Nosi ona nazwę Shaula, lecz mi na myśl przywodzi nie co innego jak Si Armaniego. Określana jest jako "zapach dla kobiety silnej, a zarazem romantycznej. Intensywny, nienachalny i elegancki. Wyjątkowość wybranych do tej kompozycji esencji gwarantuje piękny, rozwijający się w czasie bukiet. To zapach, który pozwala czuć się sobą w każdej sytuacji. Ciepło i wanilia, które skrywa w sobie zapach, emanują miłością. Kobiety ubrane w kompozycję frezji i róży są pogodne oraz czują się lekko i zwiewnie."
Choć nigdy szczególnie nie przepadałam za perfumami z dodatkiem róży, tu zupełnie mi ona nie przeszkadza. Podejrzewam, że zasługa leży po stronie zapachu Si, którego używałam z uporem maniaka a teraz właśnie z nim kojarzę tę wodę. Domyślacie się więc pewnie, że pachnie niesamowicie intensywnie. Nie każdej z Was zatem może przypaść do gustu. Jestem jednak pewna, że te z Was, które po niego sięgną, nie będą tego żałowały.
Reasumując, wszystkie wody zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Zachwyciły nietuzinkowymi zapachami, które jak widzicie naprawdę można przyrównać do światowych marek. Z ich trwałością też nie jest najgorzej. A pełnowymiarowe flakony o pojemności 50 ml kupicie w drogerii Natura już za ok. 50 zł. Ja ze swej strony oczywiście polecam.
A Wy znacie perfumy Arashe? Macie wśród nich swojego faworyta?
* Wpis w ramach współpracy z marką perfum Arashe
Perfumy znam z blogów :) Wyglądają zachęcająco, a i nuty zapachowe każdego flakonika są kuszące :)
OdpowiedzUsuńNie znam ale następnym razem je sprawdze :)
OdpowiedzUsuńBuziaki:*
Przesyłam trochę ciepełka ostatnim postem z Rodos -> WWW.KARYN.PL
Kompletnie nie znam perfum, ani ich zapachu! :)
OdpowiedzUsuńZnam te zapachy. Zdecydowanie nie można im odmówić charakterystycznych, niecodziennych aromatów :)
OdpowiedzUsuńBrakuje marmurkowej zakretki niczym pewna marka ;p
OdpowiedzUsuń