Wakacyjne aktywności w towarzystwie zupy grzybowej PROFI
Drogie moje, ostatnie dni dały nam się wszystkim we znaki za sprawą iście tropikalnych upałów. Niemal na każdym kroku słyszałam głosy ludzi, którzy uskarżali się na niemiłosiernie wysokie temperatury i żar lejący się z nieba. Ja, choć również odczuwałam skutki upałów to cierpliwie i w milczeniu je znosiłam. Jedyne co zrobiłam to ograniczyłam ekspozycję mojej osoby na działanie promieni słonecznych, rezygnując z aktywności, które by ode mnie tego wymagały. Tempo mojego życia radykalnie się zmniejszyło. Kolejne dni spędzałam w fotelu z chłodnym napojem w dłoni, oglądając powtórki filmów i seriali. Choć nie sądziłam, że to kiedykolwiek powiem, bo uwielbiam spędzać czas w domu, to serdecznie dość miałam tego aresztu, podyktowanego warunkami atmosferycznymi.
Dzisiaj wreszcie upał trochę odpuścił. Dało się wreszcie normalnie oddychać i wrócić do codzienności. Jako, że ostatnie dni były dla mnie mało aktywne niemal natychmiast postanowiłam nadrobić zaległości i wybrać się na wycieczkę po okolicy. Nie jest to coś, co robię na co dzień, zatem ta bezczynność musiała dać mi się we znaki. Wybierając trasę brałam pod uwagę dwa warianty. Pierwszy z nich biegł przy bardzo ruchliwej drodze, w otoczeniu ciężkiego sprzętu i całych zastępów ludzi, pracujących przy budowie drogi ekspresowej. Druga trasa z kolei obfituje w liczne drzewostany i biegnie przez wieś oraz okoliczne pola. Jako, że nie miałam ochoty słuchać hałasu przejeżdżających aut i pracujących maszyn, wybór był oczywisty.
Wraz z każdym, kolejnym kilometrem mój entuzjazm stawał się coraz większy. Już zapomniałam ile radości może dawać taka prozaiczna rzecz, jaką jest jazda na rowerze, zwłaszcza gdy wokół rozpościerają się coraz to piękniejsze krajobrazy. Na początek postanowiłam udać się w kierunku niewielkiego lasu. Założenie było takie, że przy odrobinie szczęścia może uda mi się znaleźć grzyby, nawet jeśli miałyby być to muchomory. Przepięknie prezentowały by się na zdjęciu... Grzybobranie co prawda nie miało miejsca, jednak sam wypad obfitował w wiele pięknych ujęć i odkrył przede mną takie miejsca, o których istnieniu nie miałam pojęcia.
Otaczająca mnie przyroda wyglądała przepięknie. Nawet na chwilę nie rozstawałam się z aparatem, uwieczniając coraz to nowe kadry. Zieleń drzew i traw działała na mnie kojąco i sprawiała, że czułam obecność lata. Przecież za nami dopiero pierwsza część wakacji... Widmo nadchodzącej jesieni poczułam dopiero widząc. zwisające z gałązek korale jarzębiny. Szybko jednak pozbyłam się czarnych myśli i wyruszyłam w dalszą drogę. Nie ma przecież co martwić się na zapas...zwłaszcza, że zaraz w mojej głowie pojawiły się wspomnienia z lat dzieciństwa, kiedy to jako mała dziewczynka spacerowałam pośród łanów zbóż, w poszukiwaniu czerwonych maków i chabrów.
Dziś się spóźniłam i po zbożu nie było już śladu. Nie łudziłam się zatem, że uda mi się znaleźć, którąkolwiek ze wspomnianych roślin. Moje przypuszczenia, co do chabrów w pełni się pokryły. Nie znalazłam ani jednego. Jeśli chodzi o maki, to już powoli traciłam nadzieję, że gdzieś uchował się choćby pojedynczy egzemplarz. Na mojej twarzy zatem malowało się nie małe zdziwienie, kiedy to natknęłam się na niego w w zupełnie nieoczekiwanym miejscu.
Kolejne zdjęcie przedstawiające dwie krasule z pewnością na wielu Waszych twarzach wywoła uśmiech, jednak nie mogłam go tu nie umieścić. Przypomniała mi się bowiem sytuacja, kiedy dziecko zapytane o pochodzenie mleka, zupełnie zapomniało o istnieniu krowy i stwierdziło, że pochodzi ono nie skąd indziej, jak z marketu.
To jednak nie koniec tego typu perypetii. Skoro pozostajemy w temacie zwierząt i oczywiście dzieci, to nie mogę Wam nie zacytować słów, jednego ze znajomych chłopców, który na widok bociana stojącego na gnieździe zadał zaskakujące pytanie - On jest ulepiony???? Nie pozostaje mi w tym miejscu nic innego jak tylko pozostawić to bez komentarza. 😂
Choć wydawało mi się, że moja okolica już niczym nie zdoła mnie zaskoczyć to okazało się, że obfituje ona także w relikty przeszłości, których na co dzień nie dostrzegałam. Prezentowany tu dzisiaj przeze mnie budynek jest tylko jednym z kilku, jakie zdołały dotrwać do naszych czasów. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie jest on niczym szczególnym, jednak z perspektywy obiektywu aparatu bardzo wiele zyskuje, jednocześnie ukazując potencjał niezauważalny gołym okiem.
Mimo, że dzisiejszą wycieczkę rowerową mogłam już na tym etapie uznać za bardzo udaną i owocną, to podświadomie czułam pewien niedosyt. Postanowiłam zatem nie kończyć jej jeszcze i udać się w jedno miejsce, bez odwiedzenia którego byłaby ona w moim mniemaniu niekompletna. Wszelkie moje wątpliwości, co do słuszności tej decyzji, o ile w ogóle istniały, prysnęły niczym bańka mydlana.
To co zobaczyłam przeszło moje, najśmielsze oczekiwania. Zbiornik wodny prezentował się zjawiskowo. Nie dostrzegłam żadnej, nawet najmniejszej działalności człowieka. Zresztą, jak się wkrótce okazało nie tylko ja czułam tam zew natury. Zadomowiła się tam przynajmniej jedna dzika kaczka, która to w popłochu rzucił się do ucieczki, słysząc moje kroki.
Zostałam więc sama i wreszcie mogłam usiąść i chwilę odpocząć, bo trzeba przyznać, że zmęczenie dało o sobie znać. Dałam sobie czas na złapanie oddechu, po raz ostatni spojrzałam na otaczającą mnie przyrodę i wyruszyłam do domu, ponieważ i żołądek domagał się swego. Świeże powietrze i aktywność fizyczna zdecydowanie wzmaga apetyt. Perspektywa powrotu do domu jednak nie należała do zbyt optymistycznych, bo znaczną część dnia przecież spędziłam na rowerze, i nie przygotowałam nic do jedzenia.
Na szczęście, po powrocie do domu okazało się, że nie jest tak źle jak sądziłam. Z opresji wybawiła mnie bowiem zupa firmy PROFI. Firmy, która jest obecna na polskim rynku od 1993 roku i wykorzystuje wieloletnie doświadczenie, specjalizując się w produkcji żywności ze składników pochodzących od sprawdzonych i godnych zaufania dostawców.
Najlepszym dowodem świadczącym o wysokiej jakości oferowanych produktów, są liczne nagrody, jakie otrzymała firma PROFI, w ramach uznania dla prowadzonej przez nią działalności od zadowolonych klientów i ekspertów rynkowych.
W swojej ofercie ma ona aż 19 gotowych do spożycia zup. Każda z nich zamknięta została w wygodnej saszetce o pojemności 450g. Zawartość torebki wystarczy jedynie podgrzać w garnku lub mikrofalówce. I gotowe ! Prawda, jakie to proste?
19 gotowych zup do spożycia:
Mój wybór tym razem padł na zupę grzybową z suszonymi grzybami., która jest bardzo esencjonalna i gęsta. Zawiera duże kawałki grzybów i warzyw. Świetnie smakuje zarówno z pieczywem, jak i ziemniakami. Jej ogromną zaletą jest to, że nie zawiera glutaminianu monosaharydowego ani konserwantów a przy tym naprawdę niewiele kosztuje, o czym przekonacie się odwiedzając sklepy.
Zupy są do nabycia w Tesco, w sklepie Frisco.pl, dodomku.pl, HiperMarket 3D oraz Auchan Direct.pl. Możecie również rozejrzeć się w sieci sklepów Carrefour, w miejscu w którym zaopatrzyłam się w nie ja.
Ze względu na prostotę i szybkość przygotowania zupy te idealnie nadają się do zabrania na wakacyjny wyjazd. Nie wymagają też tego, by przechowywać je w lodówce, dzięki czemu można umieścić je w plecaku, by móc sięgnąć po nią wówczas, gdy pojawi się uczucie głodu. Zapewniam Was, że wcale nie gorzej poradzi sobie wówczas, gdy będziecie potrzebować szybkiego i treściwego pożywienia., tak jak to było u mnie. Wystarczy kilka minut byście mogli delektować się smakiem zupy z bogatej oferty producenta.
A Wy znacie zupy firmy PROFI? Towarzyszą Wam podczas wakacyjnych podróży?
nie miałam pojęcia, że ta marka ma takie zupki. kupuję ich paszteciki, pomidorowy i firmowy :)
OdpowiedzUsuńLovely post dear! Have a great week! xx
OdpowiedzUsuń