Żel z olejkiem pod prysznic Lirene, nowości oraz filozofia hygge
Drogie moje, kolejny miesiąc zbliża się ku końcowi. Za nami już pierwszy dzień wiosny, więc mam nadzieję, że będzie już tylko cieplej i zrzucę wreszcie grube swetry a zimową kurtkę zamienię, na coś znacznie lżejszego. Choć normalnie bym się cieszyła, to dziś mam nieco mieszane uczucia. Moja skóra, dotąd skrywana pod grubymi swetrami, potrafi płatać figle. Bywa, że staje się ona przesuszona i traci elastyczność. Do mojej codziennej pielęgnacji zatem już dziś włączyłam pielęgnujące kosmetyki pod prysznic. Oferta tego typu produktów jest obecnie niezwykle bogata, a to na co się zdecydujemy w znacznej mierze zależy od naszych upodobań.
Moją uwagę ostatnio zwróciły żele z olejkiem Lirene. Dostępne są one w trzech wersjach zapachowych: Mango & Jaśmin, Argan & Marula oraz Makadamia & Manoi. Żel Mango & Jaśmin wykazuje właściwości nawilżające i zmiękczające ze względu na zawartość olejku mango, hamującego utratę wody i chroniącego przed wysuszeniem. Pozostawia skórę oczyszczoną, świeżą i pachnącą cytrusami i jaśminem. Żel - Argan & Marula nawilża, odżywia i wzmacnia skórę. Zawiera w swoim składzie olejek arganowy, z wit. E, kwasami omega 6 i 9 oraz olejek marula, o właściwościach wygładzających i zmiękczających. Natomiast żel Makadamia & Manoi łączy w sobie aż dwa cenne olejki, o działaniu odżywczym i nawilżającym. Olejek makadamia wygładza i zmiękcza skórę. Sprawia, że staje się ona gładka i przyjemna w dotyku. A olejek manoi jest źródłem witamin i kwasu foliowego, odpowiedzialnego za wygląd skóry, jej nawilżenie i odżywienie.
Spośród nich wybrałam dla siebie wersję - Mango & Jaśmin - unikalne połączenie żelu pod prysznic z odżywczym olejkiem. "Żel zawiera cenny olejek z mango o silnym działaniu zmiękczającym i nawilżającym. Olejek wygładza naskórek oraz wzmacnia jego barierę ochronną. Nawilża oraz hamuje utratę wody, chroniąc skórę przed wysuszeniem. Żel skutecznie oczyszcza skórę całego ciała oraz pozostawia piękny, długo utrzymujący się zapach. Krystaliczna formuła żelu łączy się harmonijnie z odświeżającym aromatem owoców cytrusowych z delikatną nutą jaśminu, sprawiając, że prysznic staje się przyjemnością."
Spośród nich wybrałam dla siebie wersję - Mango & Jaśmin - unikalne połączenie żelu pod prysznic z odżywczym olejkiem. "Żel zawiera cenny olejek z mango o silnym działaniu zmiękczającym i nawilżającym. Olejek wygładza naskórek oraz wzmacnia jego barierę ochronną. Nawilża oraz hamuje utratę wody, chroniąc skórę przed wysuszeniem. Żel skutecznie oczyszcza skórę całego ciała oraz pozostawia piękny, długo utrzymujący się zapach. Krystaliczna formuła żelu łączy się harmonijnie z odświeżającym aromatem owoców cytrusowych z delikatną nutą jaśminu, sprawiając, że prysznic staje się przyjemnością."
Ostatnio gruntownie uporządkowałam własną szafę. Pozbyłam się tego wszystkiego, czego nie noszę. W ten sposób udało mi się zyskać więcej wolnej przestrzeni w szafie. Po tak radykalnych działaniach, mocno ograniczyłam zakupy. Teraz jednak uległam i postanowiłam zaopatrzyć się w dwie nowe bluzki. Jeszcze do niedawna pewnie przeszłabym obok nich obojętnie, twierdząc że zupełnie nie pasują do mojej sylwetki a jedynie odsłaniają wszelkie niedoskonałości figury. Teraz, kiedy udało mi się zrzucić kilka kilogramów, znacznie przychylniej na nie spojrzałam i tak do szafy powędrowała czarna bluzka z koronki oraz druga z falbanką.
Pierwsza z nich zauroczyła mnie od momentu, gdy ją zobaczyłam. Do niedawna jeszcze odrzuciłabym ją w przedbiegach, twierdząc że tylko dodaje mi kilogramów. Obecnie spoglądam na nią przychylnym okiem. Świetnie się prezentuje i idealnie pasuje nie tylko do dżinsów ale nawet legginsów.
Druga bluzka jak już wspomniałam w całości wykonana została z koronki. Kiedy pierwszy raz, ją zobaczyłam byłam pewna że to jakieś nieporozumienie. Początkowo nie miałam zamiaru jej nawet przymierzać, jednak gdzieś w głowie zaświeciła mi się lampka, że może powinnam ją przymierzyć. Nie raz przecież zdarzały mi się sytuacje, gdy ubranie na wieszaku prezentowało się gorzej niż źle a po włożeniu go pojawiał się efekt wow.
Jeśli od jakiegoś czasu śledzicie mojego bloga z pewnością Waszą uwagę zwróciły posty o tym, czym jest hygge i co robić, by takich chwil w naszym życiu było jak najwięcej. Jeszcze do niedawna niewiele osób wiedziało, że Duńczycy uznawani są za najszęśliwszy naród świata. Nauczyli się czerpać z życia pełnymi garściami, choć nie dążą do bogactwa lecz cieszą się z każdej nawet najmniejszej rzeczy. Dzięki takiemu spojrzeniu na świat, także i ja odwieczna pesymistka, nie potrafiąca docenić tego co ma, staram się dostrzegać nawet te najmniejsze sukcesy i zauważać takie momenty, których wcześniej bym nie dostrzegła. Jednym z nich jest czas, jaki poświęcam na kulinarne eksperymenty.
Uwielbiam moment przygotowania wypieków, czas oczekiwania a później rozchodzący się po całym domu zapach i wspólne rozmowy przy kuchennym stole z kubkiem aromatycznej herbaty i świeżą bułeczką. Za każdym razem, kiedy zabieram się za pieczenie towarzyszy mi to samo uczucie, którego jeszcze do niedawna nie potrafiłam nazwać. Pierwszy raz świadomie czułam się hygge, gdy zainspirowana duńską literaturą tworzyłam cynamonowe bułeczki. Te akurat powstały z przepisu znajdującego się na blogu Kwestia Smaku
Obecnie staram się nie tylko celebrować chwile w myśl tego, o czym mówi filozofia hygge, ale iść o krok dalej podążając za lagom. Uświadomiłam sobie, że nie jest to prosta sprawa. Wymaga ona ode mnie doprawdy wiele wysiłku.Nie ogranicza się bowiem do celebrowania chwil lecz mówi o tym, że te szczególne powinny towarzyszyć nam każdego dnia. To jednak nie wszystko czego można spodziewać się po lagom. Trend ten wytycza jasne granice w myśl zasady nie za dużo nie za mało lecz w sam raz, uzmysławiając nam, że nie bogactwo jest sensem naszego życia. W praktyce mamy zatem żyć zgodnie z naturą, cenić sobie skromny i surowy skandynawski styl oraz dostrzegać te małe przyjemności w naszym życiu.
Mimo, że przede mną długa droga, ku temu bym była lagom to staram się by takich małych przyjemności mi nie brakowało. Przy okazji dzisiejszego posta chcę zatem podzielić się z Wami przepisem na aromatyczne, ziołowe bułeczki. Nie wiem, czy wpisały by się one w kanon duńskich potraw a tym samym przypadły im do gustu. Mogę Was jednak zapewnić, że bez wątpienia wkupią się w Wasze łaski, jeśli tylko dacie im szansę.
Uwielbiam moment przygotowania wypieków, czas oczekiwania a później rozchodzący się po całym domu zapach i wspólne rozmowy przy kuchennym stole z kubkiem aromatycznej herbaty i świeżą bułeczką. Za każdym razem, kiedy zabieram się za pieczenie towarzyszy mi to samo uczucie, którego jeszcze do niedawna nie potrafiłam nazwać. Pierwszy raz świadomie czułam się hygge, gdy zainspirowana duńską literaturą tworzyłam cynamonowe bułeczki. Te akurat powstały z przepisu znajdującego się na blogu Kwestia Smaku
Obecnie staram się nie tylko celebrować chwile w myśl tego, o czym mówi filozofia hygge, ale iść o krok dalej podążając za lagom. Uświadomiłam sobie, że nie jest to prosta sprawa. Wymaga ona ode mnie doprawdy wiele wysiłku.Nie ogranicza się bowiem do celebrowania chwil lecz mówi o tym, że te szczególne powinny towarzyszyć nam każdego dnia. To jednak nie wszystko czego można spodziewać się po lagom. Trend ten wytycza jasne granice w myśl zasady nie za dużo nie za mało lecz w sam raz, uzmysławiając nam, że nie bogactwo jest sensem naszego życia. W praktyce mamy zatem żyć zgodnie z naturą, cenić sobie skromny i surowy skandynawski styl oraz dostrzegać te małe przyjemności w naszym życiu.
Mimo, że przede mną długa droga, ku temu bym była lagom to staram się by takich małych przyjemności mi nie brakowało. Przy okazji dzisiejszego posta chcę zatem podzielić się z Wami przepisem na aromatyczne, ziołowe bułeczki. Nie wiem, czy wpisały by się one w kanon duńskich potraw a tym samym przypadły im do gustu. Mogę Was jednak zapewnić, że bez wątpienia wkupią się w Wasze łaski, jeśli tylko dacie im szansę.
Składniki: ➤ 500 g mąki pszennej ➤1,5 łyżki cukru ➤ 20 g drożdży ➤ 3/4 łyżeczki soli ➤30 ml oleju ➤ 250 ml letniej wody ➤ 2 łyżeczki ziół prowansalskich ➤1 jajko (do glazury)
Sposób przygotowania: Drożdże, pół łyżki cukru i dwie łyżki mąki mieszamy z połową szklanki wody a następnie odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 10-15 minut, do momentu gdy drożdże "ruszą". Gdy zaczyn jest już gotowy łączymy ze sobą wszystkie składniki (prócz jajka) w dużej misce i dokładnie wyrabiamy przez ok. 15 20 minut. Po wyrobieniu, ciasto przykrywamy i odstawiamy do wyrośnięcia na ok. 45 minut. Wyrośnięte ciasto dzielimy na 8 części i formujemy z nich cienkie wałeczki. Bułeczki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i nacinamy wzdłuż przez środek ostrym nożem. Ponownie przykrywamy je i odstawiamy do wyrośnięcia na 45 minut. Po upływie tego czasu smarujemy je jajkiem z dodatkiem łyżki mleka. Nagrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni Celsjusza i pieczemy przez ok. 15 minut.
Na dzisiaj to już wszystko. Już wkrótce mam dla Was coś extra - post o najnowszej kampanii społeczności trnd, podczas której zyskałam możliwość poznania funkcjonalności platformy Zalando. Jeśli więc jesteście ciekawe, co kupiłam w ramach tej kampanii, gorąco Was zapraszam do ponownego odwidzenia mojego bloga już niebawem.
Bardzo ładna ta bluzka z baskinką :)
OdpowiedzUsuńLovely post dear!
OdpowiedzUsuńMnie też czekają porządki w szafie, ale obawiam się, że jak zwykle będzie mi ciężko pożegnać się z wieloma ubraniami. Za bardzo przywiązuję się do niektórych rzeczy :/
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie 😊Też nie było mi łatwo 😊
Usuńwow, fantastyczne wypieki
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
Usuń