Moje najnowsze odkrycie...
Drogie moje, upłynęło już kilka dni od momentu, kiedy umieściłam tu poprzedniego posta. Ostatnie dni są dla mnie niekończącym się pasmem niepowodzeń. Zaczęło się od niefortunnego złamania dolnej szóstki a skończyło na zniszczeniu pary nowych, łososiowych spodni które miałyście okazję oglądać w jednym z wcześniejszych moich postów. Tak więc jak widzicie ostatnie dni upłynęły mi na ponad godzinnej wizycie u stomatologa, oraz w pralni. Ta ostatnia okazała się jedyną nadzieją na uratowanie spodni, które podczas usuwania plamy przeze mnie odbarwiły się i powstał biały kleks o pokaźnych rozmiarach. Nie o tym jednak chcę tu dzisiaj pisać. Tym razem mam dla Was post dotyczący najnowszego mojego nabytku - wody toaletowej Nike 5th Element. Jest to swego rodzaju rekompensata za ostatnio spotykające mnie niepowodzenia, jaką sama sobie zafundowałam. Zaczęło się całkiem niewinnie, bo do drogerii udałam się by uzupełnić kosmetyczne braki. Mimo, że na mojej półce piętrzy się już całe mnóstwo przeróżnych perfum i wód toaletowych nie mogłam odmówić sobie przyjemności choćby powąchania produktów umieszczonych na sklepowych regałach. Wąchałam tak jedna za drugą aż natknęłam się na Nike 5th Element i przepadłam. Przez moment jeszcze zastanawiałam się nad jej kupnem by w końcu ulec.
O wodzie tej tak naprawdę mogłabym pisać Wam w nieskończoność. Zamknięta została ona w bardzo prostym, niemal pozbawionym ozdób tekturowym opakowaniu które dodatkowo zabezpieczone było przeźroczystą folią. Kształt butelki i jej wygląd poznałam dopiero w domu, kiedy wydobyłam ją z pudełka. W drogerii miałam bowiem okazję poznać jedynie jej zapach przy pomocy niewielkiego testera. W przeciwieństwie do innych znanych mi marek ta butelka pozbawiona jest niemal wszystkich elementów dekoracyjnych, podobnie zresztą jak i tekturowe pudełko, które w pierwszej chwili zwróciło moją uwagę mimo tak skromnych dekoracji. To wystarczyło bym mogła zachwycić się nią na tyle by ją kupić. Zastanawiacie się, co spowodowało że jej uległam - otóż, moje drogie jak możecie przeczytać na stronie drogerii Rossmann - " Nike 5th Element Woman to owocowo - kwiatowy zapach dla młodych niezależnych kobiet. Nuty truskawek, malin i mandarynek zmieszane z jaśminem, różą i lilią - odzwierciedlają romantyczną duszę kobiety. Ich przełamanie aromatem paczuli i piżma wyzwala w kobiecie wolność i chęć do walki",
Zapach wody toaletowej Nike 5th Element Woman ma w sobie coś takiego, co sprawia że naprawdę trudno jest mu się oprzeć. Nie muszę więc chyba Wam mówić że kiedy tylko stałam się jej posiadaczką, obficie się nią skropiłam. Okazało się, że zapach jest bardzo ale to bardzo intensywny a co ważniejsze - utrzymuje się na skórze dość długo. Po jakimś czasie nieco go zmyłam, mimo to nadal był wyczuwalny dla mojego nosa. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy w sieci znalazłam informację, że wadą tego produktu jest jego ulotny zapach.
Woda Nike dostępna jest w 150 ml buteleczce. Koszt jej zakupu wynosi 89,99 zł. Ja jestem zdania, że wystarczy mi na dość długo.
A Wy znacie ten produkt? A może same go używacie i możecie podzielić się swoimi doświadczeniami?
o, nie znam chętnie bym jednak powąchała
OdpowiedzUsuńKoniecznie. Polecam.
Usuńnajważniejsze, że nie złamałaś jedynki. to by był koszmar. mam nadzieję, że to już koniec niepowodzeń i teraz będzie u Ciebie tylko lepiej. nie znam tego zapachu ale kilka dni temu spełniłam swoje marzenie i mam ALIENa !
OdpowiedzUsuńTeż mam taka nadzieję. Mnie urzekł i nie mogłam się oprzeć.
UsuńUwielbiam, kiedy zapach zaakcentowany jest piżmem :) Może lepiej nie będę sięgała po tę wodę. Pora zużyć choć część zapachów, które mam ;)
OdpowiedzUsuńSama się zastanawiałam kupić czy nie ale ostatecznie uległam...
Usuń