Sleek w natarciu
W jednym z poprzednich postów pisałam o zakupie pierwszej paletki Sleek. Postanowiłam tym samym, że nie będzie ona ostatnią w mojej kolekcji. Zwłaszcza, że naczytałam się wielu pochlebnych opinii. Po kilku dniach oczekiwania wreszcie do mnie dotarła. Uwielbiam moment, kiedy paczuszka trafia w moje ręce. Potem moment rozpakowywania i cieszenia oczu zawartością. Paletka zapakowana była w urocze pudełeczko i nosiła emblemat Sleek MakeUp. Po jego otwarciu moim oczom ukazało się czarne, eleganckie opakowanie z logo. A w środku 12 cieni w barwach, które najbardziej lubię i sprawdzają się w każdej sytuacji. Z powodzeniem można z ich pomocą wyczarować zarówno makijaż dzienny jak i wieczorowy. Do dyspozycji mamy między innymi odcienie:
* Nougat
* Nubuck
* Cappuccino
* Honeycomb
* Toast
* Taupe
* Conker
* Moss
* Bark
* Mineral earth
* Regal
* Noir.
Nie miałam czasu poeksperymentować, jeszcze z dostępnymi kolorami. Jednak pierwszą aplikację mam już za sobą. Na dowód tego moje pierwsze poczynania. Choć wcale nie uważam, że najlepsze bo na szybko. Co niestety zepsuło efekt.
Śmiało mogę jednak stwierdzić, że paletka w 100 % spełniła moje oczekiwania i na pewno nie będzie ona ostatnią.
Koszt zakupu - ok. 38 zł ( + oczywiście koszt przesyłki).
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie pozostawione na moim blogu komentarze :)